sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 7



Wiesz, że nie pamiętam, co czułam, kiedy go poznałam, Chyba coś w rodzaju sympatii. Tak, lubiłam go. Polubiłam od pierwszego spotkania - Hopeless

Usiadłam w szkolnej ławce najbliżej okna. Klasa nic się nie zmieniła przez wakacje. Zielona tablica wisiała przy niewielkim biurku nauczycielskim, które wiecznie zagracone było dużymi ilościami kartek, notesów, dzienników. Jakimś cudem nasz nauczyciel zawsze wiedział, gdzie co, jest. Wyciągnęłam zeszyt oraz brązowy mały piórnik, kładąc, je na ławce zauważyłem, że obok mnie usiadła Layla. Ze sztucznym uśmiechem spojrzała mi w oczy. Byłam jej postawą bardzo zdziwiona. Wyciągnęła z torebki swoje przedmioty szkolne i z większą siłą niż zwykle położyła je na ławce. Po chwili głośno chrząknęła, by zwrócić moją uwagę. Jej dłonie nerwowo zaciskały, się w pieści które po chwili schowała do kieszeni bluzy, którą miała na sobie.
- Sabrina mi mówiła, że zbliżyłaś się z Maikiem. - W tym momencie miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. To, że przez chwilę mogliśmy w jakimś małym stopniu odetchnąć i porozmawiać nie znaczyło, od razu zacieśniania się naszej znajomości tak jak ona myślała. Raczej zwracaliśmy uwagę, by się poznać. To chyba normalne po takich przejściach, jakie miałam wczoraj. Layla zacisnęła, usta w cienką kreskę a jej wzrok uciekał przed moim.
- Layla przecież wiesz, że nigdy niczego bym nie zaczęła z takim facetem - Wyjaśniłam naprędce. Spojrzała na mnie z wyrzutem, ale najwidoczniej przeszło jej odrobinę. Kiwnęła głową jakby na potwierdzenie, po czym popatrzyła się na tablicę. Czułam się w tej chwili niezręcznie. Wspomnienia wczorajszego wieczoru ciągle przyprawiały mnie o dreszcze a do tego dochodziły problemy z Nevillem. Wszystko to na mojej głowie powodował straszliwy ból, który dokuczał mi od wczoraj. Westchnęłam, popatrzyłam w stronę nauczyciela, który notował coś zaciekle na tablicy. Pan od biologi był raczej dziwną osobowością, skrytą używającą wiecznie cytatów z książek i filmów. Był młody może koło 26 lat miał bujną czarną fryzurę oraz zielone oczy. Uczniowie traktowali go jak równego sobie, może dlatego, że sobie na to pozwalał. Po dzwonku szybko sprawdził listę obecności i rozpoczął nudną lekcję na temat systemów ekologicznych. Co chwilę obracałam się w strony Sabriny, która uparcie patrzyła się w tablice z nieodgadnioną miną. Gdy tylko zadzwonił, dzwonek oznaczający przerwę wybiegła z łzami w oczach. Przez chwilę siedziałam, oniemiała patrząc w puste drzwi sali, którą zdążyli już wszyscy opuścić.
***
- Hej Alina! Jak Ci minęła szkoła? -Mina Mey, gdy do mnie podeszłą wykazywała szczere zaciekawienie. Dzisiaj włosy splotła w długi warkocz, który był jak zawsze nienaganny. Jej wysokie botki, skórzane spodnie oraz biała koszulka nie pasowały do otoczenia, w którym się teraz znajdowaliśmy. Stajnie jak wiadomo, są zakurzone i brudne. Jakby czytając, w myślach dziewczyna rozglądnęła się nerwowo.
- Dobrze - Odpowiedziałam, ładując gnój na widły, po czym wrzucałam do taczki która stała obok boksu Nevila. Koń stał, cierpliwie co chwilę spoglądając na mnie. Od czasu jego wypadku jego stan psychiczny i fizyczny się pogorszył. Prawie nie jadł, a większą część dnia spędzał z dala od swoich towarzyszy.
- Nie przyjechałam na to zadupie, by coś takiego usłyszeć - Powiedziała, kładąc ręce na boki. 
- Layla dzisiaj do mnie podeszła - Mruknęłam po dłuższej ciszy. Wiedziałam, że moja przyjaciółka za łatwo nie odpuści, szczególnie gdy wiedziała, o co chodzi. - Zaczęła mnie dopytywać o Maika, nie myślałam, że oni się znają. - Spojrzałam na Mey która zmarszczyła brwi.
- Tak znają się nawet dosyć dobrze - Mruknęła, patrząc na mnie przenikliwie.
- Więc nie rozumiem, po co do mnie przychodziła jak znają się aż tak dobrze - Mruknęłam bardziej do siebie niż do niej.
- Byli kiedyś razem Layla wzięła sobie ich związek za bardzo do serca i zadawała za dużo pytań. A Maika znam dosyć krótko, ale wiem, że nie lubi dzielić się odpowiedziami. Potrzebuje więcej czasu, zanim otworzy się do innych ludzi. Skończyło się na tym, że on z nią zerwał, a ona próbuje odstraszyć każdą dziewczynę, którą się da. Myśli, że on ją kocha i kiedyś przejrzy to na oczy. Ja wiem, że tak nie będzie - Wyznała, przykładając obie dłonie do serca.
- Dlaczego?
- Dowiesz się w swoim czasie. - Spojrzałam na nią zdziwiona, że nie chciała mi wyjawić znaczącej części jego życia. Uśmiechnęła się tylko.
- Idę na kawę do Daniela - Skinęłam, głową powracając do wyrzucania gnoju. Myślami ciągle byłam przy rozmowie z Mey. O co jej chodziło? Mówiąc, że Maik nigdy nie pokocha innej dziewczyny? Neville podszedł i delikatnie skubnął mnie w ramię. Jego próba zwrócenia na siebie uwagi wyraźnie poskutkowała.
- Co jest kochany? - Pogłaskałam go po szyjii dając przysmak marchewkowy. Wyraźnie uradowany zarżał głośno. Uśmiechnęła, się pod nosem odkładając widły. Przynajmniej zajadanie się smakołykami ciągle sprawiało mu radość. Zamknęłam boks swojego konia i udałam się do domu. W kuchni usiadłam przy krześle, Daniel postawił, przede mną kawę czochrając mnie po włosach.
- Mówiłam, że tego nie lubię?! - Powiedziałam, bezskutecznie próbując odsunąć się od jego dłoni.
- Ale to takie słodkie - Pisnęła Mey krztusząc się ze śmiechu. Posłałam jej zabójcze spojrzenie, lecz mimowolnie sama się uśmiechnęłam.
- Co dzisiaj robiłyście ciekawego dziewczynki? - Spytał, się mój starszy brat wracając na swoje krzesło. Wzrok skierował przed laptopa gdzie zapewne miał swoje notatki z lekcji.
- Szkoła, a potem zajęłam się Nevillem i resztą. Powiedz tacie, że tę maść, którą przepisał, na niego już się kończy i musi zamówić nową. - Poinformowałam, wypijając łyk ciepłej gorzkiej kawy.
- Ja jadę do matki dzisiaj, bo chce na mnie wypróbować jakiś nowy zabieg pielęgnacyjny. A potem mamy jakiś wywiad z reporterem na temat Doylestown - Powiedziała znudzonym tonem.
- Nie spotykasz się z Kaylem? - Spytałam ją dając jej delikatnie łokciem w bok. Zachichotała cicho.
- Ma dzisiaj jakąś galę u siebie w domu. Zbierają na cele charytatywne. - Daniel zakrztusił się wodą, którą pił, zakaszlał, głośno wypluwając połowę szklanki na moją twarz.
- Oszalałeś - Krzyknęłam, wycierając się rękawem. Ruszyłam, na niego chcąc użyć jego największej słabości. Widząc, to zaczął się powoli cofać.
- Jakim Kaylem? - Uśmiechnął się podle do mnie. Widząc, to zaczął się powoli cofać.
- To mój narzeczony - Powiedziała, patrząc się na nas jak na wariatów.
- Chyba się przesłyszałem - Powiedział, próbując złapać mnie za dłonie. Gdy złapał, jedną drugą szybko zaczęłam go łaskotać w okolicach brzucha. Nie mogąc, oprzeć się moim niecnym atakom wybuchł, śmiechem i skulił się na podłodze. Usiadłam na nim i uwolniłam drugą dłoń. Dalej łaskotałam, go aż nie zaczęły mu spływać łzy z oczu.
- Dobra poddaję się - Wykrzyczał, łapiąc oddech, gdy go wypuściłam
- To zawsze działa braciszku - Powiedziałam, pomagając mu wstać.





Przepraszam za tak spóźniony rozdział ale naprawdę nie miałam weny :( Postaram się to wynagrodzić :3 <3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz