Przebudziłam się rozkojarzona rozglądając się wokół. Duże łóżko w stylu art deco stało w środkowej części pokoju zapewniając widok przez szklaną ścianę, gdzie widoczny był cały Nowy York. Czarna zabudowana szafa zajmowała całą lewą stronę, a naprzeciwko znajdowały się duże przesuwane szklane drzwi. Pokój wyglądał na bardzo czysty i niezamieszkany. Obok mnie coś się poruszyło i pisnęłam przestraszona widząc brąz czuprynę. Mey miała twarz schowaną w brązowych i białych poduszkach, pośród których cicho chrapała. Ostrożnie przesunęłam się na bok łóżko siadając. Długa szara koszulka, którą pożyczyłam od jednego z chłopaków sięgała mi do połowy ud, a i tak wydawała mi się za krótka. Biała podłoga z żywicy wydała się chłodna, gdy dotknęłam ją stopą. Szybko przeszłam przed szklane drzwi, po czym udałam się ciemnym korytarzem bezgłośnie w stronę pokoju, skąd wydobywało się delikatne światło. Przystanęłam na chwilę i oparłam się o ścianę nasłuchując, lecz nic nie usłyszałam. Cisza, która przez cały czas panowała, wydawała mi się dziwnym omenem grozy. Ostrożnie wychyliłam się za framugę drzwi, gdzie ujrzałam siedzącą, utrapioną postać. Twarz schowała w dłonie opierając się łokciami o nogi. Na jego ramionach widziałam jeszcze parę ran ciętych, które przestały już krwawić. Włosy miał delikatnie wilgotne sugerując niedawny prysznic.
- Wszystko w porządku ? - zagadałam wchodząc do pokoju i siadając na czarnym skórzanym fotelu naprzeciwko niego. Powoli usiadł wyprostowując się. Jego szare oczy wpatrzone były w moje szukając w nich czegoś. Głośno westchnął, po czym przeczesał dłonią wilgotnie włosy.
- Raczej nie, sprawy wymknęły się spod kontroli - odpowiedział zwięźle nie dając się domyśleć, o co chodzi. Przypatrzyłam się dokładnie jego twarzy, która nie wyrażała emocji. Rozsiadł się wygodniej na sofie, a na jego twarzy za widniał prowokujący uśmiech.
- Po co tu przyszłaś "Calineczko" ? - powiedział z podkreśleniem na ostatnie słowo. Przewróciłam oczami pomału zaczynając nienawidzić tego przezwiska, które nadał mi narzeczony mojej przyjaciółki. Dopiero po chwili zauważyłam, że zaczęłam dłońmi nerwowo miętolić bluzkę, którą miałam na sobie. Szybko schowałam ręce pod uda tak by nie zauważył mojego zdenerwowania.
- Nie mogłam spać - odpowiedziałam patrząc na bok by nie widzieć jego twarzy oraz oczu, które wydawały się mnie ciągle obserwować. Maik przeciągle ziewnął.
- A myślałem, że przyszłaś przeprosić. - Moje zaskoczone spojrzenie powędrowało w jego stronę.
- Dlaczego miałabym ? - Myśli natychmiast pognały do wcześniejszej sytuacji. Cicho się zaśmiał i wstał przeciągając się. Widać było po nim, że jest zmęczony dzisiejszym wysiłkiem, by wszystko opanować.
- Głodna ? - Pokiwałam głową. Zaprowadził mnie do lśniącej, białej kuchni. Usiadłam na czarnym stołku przy kuchennej wysepce. Otworzył srebrną lodówkę i zaczął wyciągać przeróżne składniki. Zaintrygowana przypatrywałam mu się, gdy pół godziny później postawił przy mnie pokaźnych rozmiarów omlet, który wyglądał i pachniał niesamowicie. Sam również zasiadł obok mnie z potrawą na talerzu. Srebrny zegar, który wisiał wysoko na ścianie pokazywał godzinę drugą w nocy.
- No dobrze przepraszam za moje zachowanie. Wiesz, nie na co dzień ktoś przystawia ci pistolet do głowy. - Jego usta rozciągnął szeroki uśmiech. Wzruszył ramionami jakby nie było to nic dziwnego i zaczął jeść późną kolację, którą sam przygotował.
***
- Dziękuje za odwiezienie mnie, Kayle - powiedziałam wysiadając z czerwonego audi. Machnął ręką, że to nic takiego.
- Jesteś przyjaciółką Mey, a więc też moją. - Uśmiechnęłam się. Mey została u Mika, gdyż nie chciała w takim stanie, w jakim jest, przyjechać do domu. Kayle natomiast z samego rana dziwnym zbiegiem okoliczności miał opatrzoną ranę postrzałową i zaproponował mi podwózkę do domu, na co chętnie przystałam. - A co do Maika, powiedziałbym żebyś trzymała się od niego z daleka, ale widzę, że to nie ma sensu. - Zmarszczyłam brwi zdziwiona tą wymianą zdań.
- Co masz na myśli? - Wzruszył ramionami z tajemniczym uśmiechem na ustach.
- Zobaczysz. - Zamknęłam sfrustrowana drzwi auta. Obróciłam się w kierunku stajni, skąd dochodziły stłumione dźwięki i rżenie zaniepokojonych koni. Momentalnie rozpoznałam odgłos Nevila i biegiem ruszyłam w stronę czerwonego budynku. W chwili, w której przekroczyłam drzwi stanęłam jak wryta. Mój czarny ogier przerażony rozglądał się na wszystkie strony póki mnie nie zauważył. Odrobinę się odprężył, lecz nadal stał spięty. Obok niego ojciec wyraźnie zmartwiony przypatrywał się jego tylnej lewej nodze, która była widocznie spuchnięta.
- Nie, nie nie nie nie! - Podbiegłam do niego i upadłam na kolana przerażona dopatrując rany.
- Kochanie, ma nadciągnięte ścięgno, wyleczymy go - odparł ojciec kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. W moich oczach pojawiły się łzy, które pozostawiały mokre ścieżki na moich policzkach.
- Jak do tego doszło ? - Mój głos w tej chwili przypominał nierozpoznawalny bełkot. Delikatnie dotknęłam spuchniętej nogi, temperatura w tym miejscu była bardzo wysoka. Koń wzdrygnął się i uniósł ją w górę. Wstałam i spojrzałam na mojego tatę, który sceptycznym wyrazem twarzy mi się przyglądał. Miał na sobie okulary w grubej oprawce, biały kitel, który nosił, jako że był weterynarzem, oraz ciemne spodnie.
- Joseph na nim dzisiaj skakał, mówił, że mu pozwoliłaś â Powiedział. Spojrzałam na niego zdenerwowana. Joseph był szesnastoletnim dzieciakiem, który miał napompowane ego oraz zbyt wysokie mniemanie o sobie. Chodził do naszej stajni od około trzech lat oraz startował w zawodach na naszych koniach. Odkąd pojawił się u nas tylko czekał, aż nie będzie mnie pewnego dnia tak, by mógł niepostrzeżenie wsiąść i poskakać na moim koniu. Wiedziałam, że jeśli go opuszczę coś się stanie. To nie był koń dla takich nerwowych ludzi jak on. Nevil potrzebował osoby, która nie boi się jego wybryków oraz kogoś, kto pokocha go takim jakim jest. Był nieufny dla ludzi, których nie znał, lecz mimo to był dla mnie trwałą częścią życia.
- Jak mogłeś tylko pomyśleć, że pozwoliłam mu choćby wsiąść na Nevila ! - Krzyknęłam głośno gestykulując. Wzruszył ramionami, a jego wzrok stwardniał.
- To ty się zajmujesz końmi, więc powinnaś mieć wszystko pod kontrolą. - Westchnęłam, oczywiście wina spadnie na mnie, jako że rodziców nigdy nie ma w domu. Daniel i ja nie dość, że robiliśmy za nianie dla naszego młodszego rodzeństwa to jeszcze wszystkim tutaj musieliśmy się zająć. Delikatnie pogłaskałam Nevila po szyi. Po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Ponownie wybuchłam płaczem głaszcząc delikatną sierść mojego podopiecznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz