niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 5




*** MAIK ***
Przed czarną bramą na ulicy stała czerwona mazda mx5 i srebrna honda 323, podszedłem do mazdy i gwałtownie otworzyłem drzwi.
- Czego?! - Warknąłem wściekły widząc Alice na siedzeniu pasażera. Miała na twarzy szeroki uśmiech. Długie jasne blond włosy zgarnęła do tyłu odsłaniając jej smukłą szyję, a na twarzy zawitał złośliwy uśmieszek.
- Cześć koteczku. - Mruknęła rozpinając guzik swojej białej bluzki. Przewróciłem oczami na ten widok, nic dziwnego, że znałem jej ciało tak dobrze. Parę miesięcy temu spędzaliśmy razem prawie każdy wieczór próbując się wyluzować, co u mnie znaczyło wieczór w łóżku. Od pewnego incydentu nie pozwalałem wejść żadnej kobiecie w strefę gdzie zaczynały się uczucia. Nie wpuszczałem żadnej do mojego świata, chyba, że już się w niej znajdowała. Świat broni, narkotyków, morderstw, kłamstw i zdrad.
- Daruj sobie - Powiedziałem widząc, do czego zmierza, spojrzała na mnie smutno. Jej przyjaciel obok zaśmiał się głośno, co wprowadziło mnie w niepokojący nastrój.
- Jestem Jack, powinieneś mnie znać. Alice powiedziała mi, że macie parę niewyrównanych rachunków. Przyjechałem tutaj żeby to wyjaśnić. - Odsunął mnie od drzwi i wysiadł, oparł się o maskę samochodu i się rozejrzał. Obok bramy stała mała grupa osób, które jeszcze nie odjechały przestraszone.
- Widzę, że przerwałem ci twoją małą rodziną imprezkę. Tak mi przykro - Zakpił pokazując gestem dłoni, aby inni też wysiedli ze swoich aut. Kayle podszedł do mnie z zaciętym wyrazem twarzy wiedząc już, co się święci.
- Dlaczego on tu jeszcze jest? - Syknął do mnie przystając obok mnie.
- Czegoś chce, spokojnie brachu wiesz, że mamy go w garści. - Skinął głową przyznając mi rację. Zerwał się lekki wietrzyk, który sprawił, że drzewa zaszeleściły swoimi liśćmi. Delikatne ruchy powietrza przyjemnie ochładzały ciepłe powietrze. Jack zapiął swoją białą bluzę i podszedł do małej grupki osób, które stały oszołomione pod bramą obok dużego dębu.
- Dobra, zaczynajmy. - Szybkim krokiem podszedł do grupki osób i wyłowił średniego wzrostu dziewczynę o ciemnych brązowych włosach do ramion i świecących piwnych oczach, które teraz wypełnione były czystym przerażeniem. Mey głośno krzyknęła, gdy próbowała ją przytrzymać za dłoń kiedy facet otoczył ją ramieniem odciągając kawałek dalej. Usta Aliny wypełnił niemy krzyk, gdy szarpała za ramię faceta, gdy ten schylił głowę opierając ją na jej ramieniu i mocno wciągając jej zapach.
- Puść ją psycholu! - Krzyknęła Mey ze łzami w oczach. Kayle doskoczył do niej i ją zatrzymał, gdy rwała się do pomocy. Cicho szepnął jej do ucha parę słów, ale dziewczyna nie chciała się uspokoić. Alina popatrzyła na mnie a łzy spływały po jej twarzy tworząc smutny obraz jej rozpaczy. Postąpiłem jeden krok do przodu opierając się o maskę samochodu tak jak on pięć minut temu.
- I co teraz zamierzasz zrobić? Zabić ją? Ja jej nawet nie znam, więc nie krępuj się -€“ Powiedziałem. Mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy wyciągnął czarnego glocka, którego przyłożył jej do skroni. Dziewczyna zachwiała się oniemiała zaistniałą sytuacją.
- Chciałem cię tylko z motywować do działania. Alice zdradziła mi, że znasz Vogela, otóż bardzo zależy mi na jego bliskiej współpracy dotyczącej skrzyń z Rosji. Na pewno wiesz o co chodzi, więc powinieneś bez problemów podjąć odpowiednią decyzję. Odpowiada ci to? - Przeklnąłem siebie w duchu, ale musiałem się zgodzić.
- Zgódź się, ty idioto - krzyknęła Mey. Momentalnie oprzytomniałem i spojrzałem w jej kierunku. Mój przyjaciel skinął głową, a reszta osób kręciła się niespokojnie.
- Dobrze - Mruknąłem skrępowany. Jack zaśmiał się. Wysunął język i przejechał nim Aline od ramienia aż do prawego policzka, po czym ją puścił unosząc broń do góry. Zostawił mokry ślad na jej szyi. Posłałem Kaylowi spojrzenie, które znaczyło, że ma się przygotować. Delikatnie puścił swoją dziewczynę, która podbiegła do Aliny mocno ją przytulając. Przyjaciel w ukryciu wyciągnął GC104, a ja sięgnąłem do tyłu koszulki, gdzie trzymałem moją broń, srebrnego Magnuma 44, z którym się nie rozstawałem.
- Widzisz, nie było tak źle. - Udał się powoli w moją stronę myśląc, że wygrał całą sprawę. Nawet nie wiedział jak bardzo się pomylił.
- Uważaj! - Krzyknęła Alice, która nagle pojawiła się w zasięgu mojego wzroku, gdzieś z tyłu rozległ się odgłos wystrzałów AK 47, od których szyby samochodów rozbiły się na miliony małych świecących odłamków szkła. Osłoniłem dłonią oczy, ale i tak poczułem jak odłamki wbijają się w moje ciało pozostawiając po sobie rany. Wszystko zamieniło się w jeden wielki hałas, ludzie biegali w jedną stronę to w drugą krzycząc w niebogłosy. Alice leżała obok mnie patrząc martwym wzrokiem w przestrzeń, zauważyłem na jej białej bluzce 10 ran postrzałowych.
- Wstawaj, bo ten drań nam ucieknie - Wrzasnął Kayle ponad hałas, pomógł mi wstać. Jego lewe ramię zostało trafione przez kulę, spojrzałem na niego zmartwiony.
- Uwierz stary wcale lepiej nie wyglądasz - Powiedział z uśmiechem.
- Mogę się domyśleć - Poczułem w dłoni ciężar znajomej mi broni i automatycznie podniosłem i wycelowałem w gościa, który ukrył się za srebrną hondą.
- Z dziewczynami wszystko okej? - Zapytałem go, gdy powoli przemieszczaliśmy się w stronę mojego garażu. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Masz na myśli Calineczkę? Jest tylko trochę poturbowana, gdy zerwał się ten chaos ledwo uciekła. Mey zaprowadziła ją do domu. Stary, naprawdę nie mogłeś wybrać lepszego wieczoru na imprezę, ale wierz mi, uwielbiam cię za to. - Poklepał mnie po ramieniu.
- Nie chodziło mi o nią dupku - Odpowiedziałem próbując zachować neutralny wyraz twarzy. Kayle parsknął
- Nie udawaj Mike, znam cię od małego, od takiego malutkiego bobaska, z którym razem jedliśmy piach z piaskownicy. - Westchnąłem, miał całkowitą rację.
- Masz rację, coś w tej dziewczynie mnie zaintrygowało, ale jeszcze nie wiem co i nie mam ochoty się o tym dowiedzieć - Powiedziałem. Po chwili usłyszeliśmy odgłos policyjnych syren, które nadjeżdżały. Spojrzeliśmy po sobie, Kayle pobiegł po dziewczyny do domu a ja otworzyłem garaż i wyjechałem białym Nissanem GT-R. Głośny ryk silnika spowodowali przyjemne drżenie, które odrobinę mnie uspokoiło. Mey i Alina usiadły z tyłu, a Kayle obok mnie, gdy tylko zamknął drzwi ruszyłem z piskiem opon w stronę Nowego Yorku. Nie mogłem teraz zostać z tym miejscu, byłbym podejrzanym numer jeden, więc wolałem pojechać do Yorku i ustalić sobie mocne alibi które mnie ochroni.
***
- Jesteśmy na miejscu - Powiedziałem budząc dziewczyny, które zasnęły w czasie podróży.
- Gdzie my jesteśmy? - Zapytała zaspana Mey, która rozglądała się dokoła. Uśmiechnąłem się na widok jej roztrzepanej fryzury, odkąd ją poznałem nie widziałem jej nigdy rozkojarzonej lub w pomiętych ubraniach. Zawsze była perfekcyjna, Kayle w niej to uwielbiał. Jej radość do życia i perfekcjonizm, mnie raczej na dłuższą metę by irytowało.
- Nowy York, na górze jest mój apartament. Zostaniemy tam na noc. Załatwię wam alibi. Wszystko w porządku? - Zwróciłem się do Aliny, która od tego incydentu siedziała całkowicie cicho.
- Tak - Powiedziała tylko patrząc się w moje oczy. Skinąłem głową i wyszedłem z auta. Byliśmy w podziemnym parkingu, na jednej z dalszych części parkingu.
- Wszystko w porządku, nikt nas nie śledził - Powiedział Kayle, który właśnie wrócił z patrolu. Na białej koszulce miał ciągle dużo krwi, a ramię widocznie mu zdrętwiało
- Chodź, muszę opatrzyć ci ranę - Powiedziałem, gdy zamknąłem auto.
- Tak jest szefie - Zasalutował. Pokręciłem głową z uśmiechem.
- Na pewno mu ufasz Mey? Boję się - Szepnęła Alina, dziewczyny szły kawałek za nami. Odwróciłem się do niej trochę wściekły.
- Jeśli tak się mnie boisz możesz iść z powrotem, nie trzymam cię tu na siłę. Pożyczę ci nawet auto, jeśli chcesz - Powiedziałem i rzuciłem jej kluczyki od Nissana pod nogi. Spojrzała na kluczyki i zauważyłem, że zastanawiała się nad tym by je wziąć.
- Stary uspokój się - Powiedział Kayle kładąc mi dłoń na ramieniu. Strzepnąłem ją wściekły. W tym momencie poczułem jak nienawiść do mojego życia wzrosła.
- Uratowałem cię z tego chaosu, więc bądź chodź odrobinę wdzięczna za to i nie zmarnuj moich wysiłków. - Spojrzała na mnie a jej piwne oczy wyrażały złość.
- Uratowałeś? Kiedy? Ten facet trzymał broń przy mojej głowie i chciał mnie zastrzelić! W jakim pokręconym świecie ty żyjesz!? - Krzyknęła. Echo jej głosu głośno odbiło się od ścian podziemnego garażu.
- W takim, w którym ty byś nie przeżyła - Mruknąłem i udałem się w stronę schodów. Zamierzałem przejść całe 47 pięter by wyładować emocje, które były związane z tą dziewczyną.
- Nie słuchaj go, to dupek - Powiedział Kayle.
- Słyszałem - Krzyknąłem.
- To dobrze -  Odpowiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz