Jaki może być najbardziej wkurzający dźwiek z samego rana, który da się usłyszeć? Budzik. Oznaczało to, że była 6 rano i musiałam opuścić ciepłe łóżeczko, na co totalnie nie miałam ochoty. Niezgrabnym ruchem wyłączyłam wyjące urządzenie. Usiadłam na skraju posłania wyjrzałam za duże okno w mojej małej i przytulnej sypialni. Słońce nieśmiało obdarowywało nasze ogromne pastwiska i pola rolne swoimi promykami, a bydło zamknięte jeszcze w oborze czekało na swoje śniadanie. Ziewnęłam głośno i podeszłam do szafki ubrać się w swoją zwyczajną szarą bluzę i ciepłe sprane jeansy a do tego czarne oficerki, które używałam również jako obuwie po gospodarstwie. Zaspana zeszłam po schodach do kuchni. Czekała tam na mnie już ciepłe Cappucino od mojego starszego brata Daniela. Usiadłam i przez chwilę wpatrywałam się tępo w parujący różowy kubek w czarne zajączki, który dostałam na urodziny od młodszej siostry.
-Podział zadań taki sam jak zwykle?. - Spytał się Daniel podsuwając mi talerz jajecznicy.
-Tak,ja biorę stajnię i kurnik a Ty oborę. Jak skończę przyjdę Ci pomóc, a Ty podwieziesz mnie do szkoły. Zaczynając temat dlaczego rodzice w końcu nie kupią mi jakiegoś auta?!. - Spojrzałam na niego a on wzruszył ramionami. Ludzie miałam 18 lat, prawko, a auta ciągle brak. Rozumiem, że mamy mało pieniędzy i, ledwo, się trzymamy, ale ja nie chcę jakiegoś super wypasionego cudeńka tylko zwykłe osobowe autko. Byłam już całkowicie rozbudzona po śniadaniu. Założyłam kurtkę i wyszłam cicho z domu, trójka mojego rodzeństwa jeszcze spała, a nie chciałam ich budzić mieli jeszcze godzinę czasu. Szybkimi krokami zbliżyłam się do kurnika, po drodze zabierając z sobą wiadro z zbożem. Pozbierałam świeże jajka, nalałam im, jeszcze świeżej wody i udałam się do stajni. Był koniec stycznia, a pogoda była słoneczna nie licząc przemokniętej miejscami ziemi. Czerwony budynek z pomalowanymi na biało drzwiami był moim ulubionym miejscem tutaj, jeśli nie w całym kraju. Otworzyłam szeroko drzwi i cicho gwizdając zawołałam.
-Wstawać śpiochy, czas ruszyć zady!. - Wesoło sobie podśpiewując każdemu konikowi dałam solidną porcję siana. Pogłaskałam mojego pięcioletniego ogiera Nevila, był, to czarny jak smoła koń z rybim okiem i jedną białą skarpetką na tylnej lewej nodze. Byliśmy świetnym zespołem do skoków, które razem uwielbialiśmy. Uczestniczyliśmy w wszystkich zawodach w jakich się dało, a i tak nie mieliśmy dość. W sumie mieliśmy 15 różnych koni i 100 sztuk bydła. Organizowaliśmy również obozy konne, by jakoś się utrzymywać. Sprawdziłam jeszcze, czy wszystko jest okej i na swoim miejscu i poszłam do krów, gdzie aktualnie pracował mój brat. Były one rasy Beefalo hybryda rasy Bizona i bydła domowego. Hodowaliśmy je dla mięsa, które potem sprzedawaliśmy. Chwyciłam widły i zaczęliśmy w rytmicznym tempie pracy podawać, im siano.
-Idź obudź resztę Mama ma lada chwila przyjechać z nową dostawą zboża. - Powiedział opierając podbródek o widły. Był naprawdę przystojny, mocna linia szczęki ciemne krótkie włosy błękitne oczy i umięśniony. Uśmiechnęłam się krzywo na myśl, że on ma każdą dziewczynę na zawołanie, a ja jakoś nie mam tego szczęścia. Zostanę starą panną na tym ranchu razem z końmi i resztą ich zwierzęcych mieszkańców.
-Tak jest szefie. - Zasalutowałam i odeszłam. Widły rzuciłam obok wejścia do domu. Przed wejściem ściągnęłam wysokie buty i szybko zrobiłam śniadania składające się z kakałka, kanapki z serem lub pomidorkiem i płatków czekoladowych. Drugie śniadanie zapakowałam w folię aluminiową i spakowałam do plecaków, one czekały już pod drzwiami wejściowymi. Obudziłam najpierw Mię, która miała 12 lat, bardzo przypominała mamę. Jej długie do ramion ciemne włosy sięgające ramion związane były w kucyk. Gdy weszła zaspana do kuchni miała na sobie jasne jeansy, czarną bluzkę, a na, to narzuciła beżowy sweterek.
-Dzień dobry Lin. - Rzuciła siadając na krześle. Potem poszłam obudzić braci, mimo ich głośnych protestów zwlekli się z łóżka i dołączyli do nas na dole.
-Za dziesięć minut jedziemy. - Powiedział Daniel wchodząc do kuchni. Pokiwałam głową wpatrzona w ekran telewizora, który stał na białej lodówce. Właśnie leciały wiadomości sportowe. Najstarszy brat podszedł i wyłączył go z szerokim uśmiechem.
-Ej! teraz nie wiem, czy są jakieś zawody pacanie. - Krzyknęłam próbując znaleźć jakąś rzecz która nadawała się do rzucenia w niego. Padło na starą ścierkę, która wisiała na oparciu mojego krzesła. Popatrzyłam przez okno słysząc głośny warkot traktora, który wiózł stertę zboża. Po śniadaniu wstaliśmy i wyszliśmy. Trójka dzieciaków wsiadła na tyle siedzenia do granatowego audi Daniela ja, natomiast miałam honorowe miejsce obok niego.
-Boże chcę w końcu, to auto. - Powiedziałam i westchnęłam. Pierwszy dzień w szkole po wakacjach zapowiadał się cudownie.
(Uff pierwszy rozdział po długiej przerwie!:D Zostawiajcie po sobie komentarze ;3<3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz